5 błędów, które na początku popełnisz (prawdopodobnie)
Cześć!
Podzielę się dzisiaj z Tobą swoimi obserwacjami i doświadczeniami, część z tych rzeczy sama zrobiłam – część mnie bardzo denerwowała jak byłam na masażu jako klient. Może Ty też masz podobne złe lub interesujące doświadczenia a może chcesz ich uniknąć? To drugie zdecydowanie polecam, dlatego – zaczynajmy!
1. bardzo chcielibyśmy pomóc, wszystko rozmasować, pokazać, że jesteśmy najlepsi i że nikt tak dobrze nie zrobi – bo my możemy wszystko
Dlatego może się zdarzyć, chcieć zbyt dużo zrobić w trakcie jednej godziny, zbyt dużo wymasować i za bardzo pomóc. Brzmi to jak paradoks, jak można za bardzo pomóc? A często lepiej trochę pomóc, uruchomić ciałko i pozwolić mu samemu się regenerować. To przede wszystkim może źle wpłynąć na nas – bo każda niezakończona sukcesem wizyta odbijałaby się na naszym poczuciu sprawczości i pewności siebie. A po pierwsze – nie wszystko da się naprawić masażem, po drugie – często to nie jest kwestia dobrego masażu tylko poprzedzającej go diangostyki, żeby wiedzieć co i dlaczego masować, a zwłaszcza na początku, takiej wiedzy po prostu nie mamy i to jest całkowicie normalne 🙂
Z moich obserwacji wynika, że masażyści dzielą się na dwie grupy – głaskaczy i wyciskaczy*. Fakt, że łatwiej jest chyba zmniejszyć i wypracować siłę ucisku niż z głaskacza zacząć mocno masować – ale i tak się zdarza! Kolejny punkt to druga grupa:
*jak masz pomysły na lepsze słowo, to daj znać!
2. dużo osób chce generalnie masować zbyt mocno lub zbyt dużo, ponieważ mamy zakorzenione przekonanie, że tylko jak boli, to daje efekty (a spójrzmy choćby na rozluźnianie mięśniowo-powięziowe – prawie “nic się nie dzieje”, osoba leżąca mogłaby często zasnąć z nudów na stole – a można osiągnąć spektakularne efekty, poprawić zakres ruchu itd.). A wyobraź co się dzieje, jak takie mega spięte ciało – lub ciało osoby starszej – byś potraktował_a godzinnym, mocnym masażem. Potem przez kilka dni jest dramat, który nazywamy “pozornym pogorszeniem”, ale tak naprawdę o ile lepiej byłoby popracować tylko trochę, lekko poprawić sytuację a nie powodować, że ktoś jest wyjęty z życia i poskładany przez kilka dni.
3. a może z drugiej strony – może boisz masować zbyt mocno i pozostajesz tylko w warstwie głaskania, albo z wyboru albo z lenistwa… Głaskanie jest okej, jeśli stosujesz je świadomie i kontrolowanie, bo tak właśnie chcesz 🙂 znajdzie się masa zestresowanych chętnych na taki relaksik, jednak zdecydowana większość ludzi preferuje mocniejszy ucisk, przynajmniej od czasu do czasu. Właśnie przeplatanie różnych bodźców może dać najlepszy efekt – popracujesz nad miejscami tego wymagającymi ale jednocześnie zapewnisz dużo spokoju i relaksu, dzięki czemu nasz klient będzie mógł odczuć zdecydowaną poprawę.
4. kolejny trudny temat: przekraczanie strefy komfortu i prywatności klienta może być stresujące (nawet jeśli jego to nie peszy) – to przyjdzie z czasem, choć u mnie nigdy nie zniknęło całkowicie – warto poćwiczyć i wyrobić sobie niezbędne ruchy, takie jak pewne a zarazem delikatne odsłanianie ręcznika (i, oczywiście, zasłanianie tego co trzeba, a w przypadku odsłaniania np. klatki piersiowej – koniecznie zapytać przed masażem lub przed odsłonięciem czy osoba wyraża na to zgodę!), instruowanie na początku wizyty co klient ma zrobić, gdzie się przebrać, jak się przygotować itd. To wszystko zapewni Tobie i klientowi maksymalny komfort.
5. z kolei jeśli jesteś ekstrawertycznie nastawiony możesz nie umieć wyczuć klienta – niektórzy chcą rozmawiać, ale zdecydowana większość woli milczeć. A nie ma nic gorszego, jeśli leżę i chcę się relaksować, a masażysta mi nad uchem gada i gada ….
I jak, któryś z tych punktów brzmi znajomo?
Daj znać w komentarzu lub napisz na ola@hamate.org
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Ola
Comment